Przejdź do głównej zawartości

Potęga check-listy

Mama od dawna śmiała się ze mnie, że przeprowadzam check-listy niczym pilot w samolocie. Istotnie, już za dzieciaka wyrobiła się we mnie mania sprawdzania wszystkiego, co ważne, objawiająca się najczęściej podczas wychodzenia z domu: czy wszystkie okna są pozamykane, czy woda zakręcona, czy gaz wyłączony, czy światła powyłączane, czy urządzenia wypięte z gniazdek. Mam teorię, zgodnie z którą nawyku tego nabrałam po nieprzyjemnym wydarzeniu z dzieciństwa, mianowicie włamaniu do naszego mieszkania, w którym zabrano nam sporo cennych przedmiotów. Byłam zbyt mała, żeby rozumieć wartość tych rzeczy, lecz wystarczająco przerażającą myślą była ta, że podczas, gdy byliśmy na beztroskim wyjeździe wakacyjnym, ktoś obcy wszedł do naszego domu…

Od tamtej pory wyobraźnia nieustająco pracuje i wyobrażam sobie, jak do mieszkania ktoś po prostu wchodzi, jak w kuchni wybucha pożar, jak woda leje się przez wiele godzin i przyjdzie zapłacić niewyobrażalne rachunki…

Zwyczaj sprawdzania przybiera u mnie wręcz maniakalną formę, bo potrafię zawrócić z przystanku autobusowego, oddalonego od domu o dobrych kilka minut drogi, tylko po to, by sprawdzić, czy aby na pewno zamknęłam drzwi. Z jakiegoś powodu nie ufam też sobie, bo będąc pod tymi drzwiami, ciągnąc za klamkę ewidentnie zamkniętych drzwi, jakoś nie mogę od nich odejść… Czasami ściskam ją mocno, tak by paznokciami wbić się w dłoń i zostawić na niej ślady. Zostają na ręku kilka minut jako dowód, że trzymałam tę klamkę; to dość czasu, by w drodze na rzeczony przystanek móc zerknąć na nią i upewnić się: tak, drzwi były zamknięte…

Brzmi jak wariactwo, prawda? Nie ukrywam, że ten nawyk był jedną z głównych moich cech, które zaliczyłam sobie na poczet listy „co sprawia, że nadaję się na pilota”. Historia tego, dlaczego w ogóle wymyśliłam sobie taki zawód, jest zbyt długa i zupełnie odrębna, jednak moje zamiłowanie do sprawdzania, do tych amatorskich check-list, uważam za coś, co w dużej mierze mnie zdefiniowało jako aspirującego pilota.

Czym jest check-lista? Jest to spis elementów, które należy sprawdzić (lub wykonać) w określonej sytuacji. Jeśli się nie mylę, check-listy wywodzą się właśnie z lotnictwa i dotyczą każdej krytycznej fazy lotu oraz, ogólnie, obsługi samolotu. Dość niedawno dowiedziałam się, że zagadnienie to rozlewa się na inne dziedziny ludzkiej aktywności, m.in. na medycynę. Listy kontrolne są więc szczególnie pożądane tam, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo, ludzkie zdrowie, a wręcz życie. Samolot to niby tylko urządzenie mechaniczne, środek transportu; lecz niewłaściwie obsłużony, może ulec wypadkowi, a te w lotnictwie rzadko kończą się lekką stłuczką czy zarysowaniem kadłuba. Podczas operacji chirurgicznej sprawdza się na przykład, czy zestaw narzędzi po operacji jest kompletny i zgadza się ze stanem sprzed operacji; może bowiem niefortunnie się zdarzyć, że jakiś skalpel pozostał wewnątrz pacjenta...

Co zapewnia check-lista? Dwie główne rzeczy: pewność, że nie przeoczyło się nic ważnego, oraz spokój duszy. Druga nierozerwalnie łączy się z pierwszą, o ile pojmuje się powagę sytuacji. Samolot jest ze swojej natury urządzeniem bardzo złożonym i jego elementy odpowiadają za prawidłowe działanie całości, przy czym wiele z nich ze sobą współgra. Należy mieć świadomość, że nieprawidłowo przygotowany do lotu samolot podczas może się zepsuć; przykładowo, jeśli nie włączymy pompy do startu, silnik może zgasnąć, a jeśli przeoczymy położenie podgrzewu gaźnika – pozornie nieistotnego elementu – może nie starczyć nam pasa startowego, bo samolot nie zdoła się wystarczająco rozpędzić. Jeśli po starcie nie schowamy klap, spalimy co najwyżej więcej paliwa, lecz jeśli nie wysuniemy ich do lądowania, możemy nieopatrznie przeciągnąć samolot, który spadnie, nie doleciawszy do lotniska… Jak widać, konsekwencje niemal w każdej chwili mogą być, delikatnie mówiąc, nieprzyjemne.

Podczas szkolenia do PPL (samolotowej licencji turystycznej) nie uczono mnie nawyku korzystania z check-list. Moi instruktorzy najwyraźniej wychodzili z założenia, nie do końca błędnego, że Cessna 152 to prosty samolot, że wszystkie jego elementy sterujące, urządzenia itd. da się pamięciowo ogarnąć, a czynności w locie należy opanować pamięciowo. Z tym ostatnim stwierdzeniem zgodzę się najbardziej. Samolot trzeba przede wszystkim dobrze poznać, zrozumieć, wyczuć; trzeba wiedzieć, co w nim robić, kiedy i dlaczego.

Zetknęłam się kiedyś ze stwierdzeniem, że check-lista nie jest instrukcją, co robić, lecz ma służyć sprawdzeniu, czy zrobiło się wszystko, co należało. Z tym także zgodzę się tylko częściowo, bo nietrudno o czymś zapomnieć, a często ważna jest też kolejność tych czynności, nie tylko ich liczba. Poza tym, w praktyce lotniczej zwykle nad pilotem głośno tyka zegar, zwłaszcza w locie, i nie ma czasu robić sekwencji czynności dwa razy: najpierw ją wykonać z pamięci, która w dodatku bywa zawodna, a potem jeszcze ją sprawdzić…

Są też, oczywiście, listy kontrolne pamięciowe, których pamięciówki nie da się wyeliminować. Obejmują one listy związane z krytycznymi fazami lotu, w których po prostu nie ma czasu na wyciąganie książeczki i wyszukiwanie odpowiedniej listy, bo zazwyczaj jest na to zbyt mało czasu lub trzeba mieć uwagę skupioną jednocześnie np. na starannym sterowaniu samolotu, obserwacji zewnętrznej lub prowadzeniu korespondencji radiowej.

Pamięciowe check-listy stosuje się przede wszystkim w sytuacjach awaryjnych, kiedy trzeba zareagować szybko i automatycznie. Pali się silnik? Nie wyciągamy list, tylko raz-dwa-trzy, odcinamy dopływ paliwa, wyłączamy elektronikę, szukamy miejsca do awaryjnego lądowania. Gdy starczy czasu, można doczytać, czy wszystko się zrobiło, albo zlecić to drugiemu pilotowi – ale w małym lotnictwie zazwyczaj go nie ma.

Pamięciówka sprawdza się też w fazie startu lub lądowania, kiedy priorytetem jest sterowanie samolotem, utrzymywanie odpowiedniej prędkości, toru lotu; elementy takie jak klapy czy dźwignie sterowania silnikiem obsługuje się bez patrzenia na nie.

W odróżnieniu od check-list pamięciowych tego drugiego rodzaju nie ma problemu, bo utrwala się je podczas każdego lotu, niezależnie od sytuacji. Z awaryjnymi jest gorzej, bo tych się nie praktykuje (i oby nigdy nie trzeba było), instruktorzy rzadko z nich odpytują, dlatego pilot powinien sam się zmotywować i wkuć je na blachę, a także regularnie odświeżać.

Obecnie latam na samolocie na tyle skomplikowanym, że obsługiwanie go bez check-list byłoby głupotą. Możliwe, ale po co? Takich nawyków uczono nas na Socacie od początku. W porównaniu do niej, Cessna 152 rzeczywiście jest prostszym samolotem i da się go obsługiwać z pamięci, ale i w niej mam zamiar zacząć korzystać z check-list w takim samym zakresie, jak w Socacie, gdy tylko się na niej wznowię.

Myślę więc, że na poziomie nauki latania, przy bardzo małym doświadczeniu, optymalnym momentem na wprowadzenie check-list jest etap, w którym samolot zna się już dość dobrze, by wiedzieć co robić i po co. Check-listy usprawnią te czynności i odciążą zasoby intelektualne, które wraz z nabywaniem doświadczenia i postępem szkoleń lotniczych przydadzą się w innych celach.

Poza dedykowanymi listami kontrolnymi samolotu, sporządzonymi czy to przez producenta, czy przez operatora, opracowuję także swoje własne, przenosząc je na coraz to więcej sfer. Gdy jako świeżo licencjonowany pilot skompletowałam piękne, swoje własne przyrządy i akcesoria niezbędne do planowania i wykonywania lotów, pojawiła się konieczność upewniania się, czy na pewno wszystko na lot zabieram. Tych rzeczy jest naprawdę sporo i tak powstała lista kontrolna „CO ZABRAĆ NA LOT”. Obejmuje m.in. słuchawki lotnicze, telefon (koniecznie z naładowaną baterią), zegarek, stoper, komplet dokumentów osobistych, książkę lotów, mapy, przybory do rysowania tras na mapie, kalkulator lotniczy, nakolannik z wypełnioną dokumentacją, zapasowe kartki do notowania, tablet, który stanowi zbiór dokumentacji lotniczej, a także okulary przeciwsłoneczne, picie, a nawet poduszkę (jestem zbyt niska, by dobrze widzieć horyzont za maską samolotu, a fotel nie zawsze da się dostatecznie podwyższyć). Praktyka nauczyła mnie, że nie wystarczy po prostu trzymać tych rzeczy na stałe w torbie, bo z wielu z nich korzysta się poza samolotem, choćby podczas opracowywania trasy, czy w życiu codziennym. Kilkakrotnie łapałam się na tym, że już siedząc w samolocie, już przygotowując się do uruchomienia silnika i lotu, okazywało się, że zapomniałam zabrać ze sobą czegoś ważnego… Musiałam pożyczać albo kombinować. Na szczęście nie zdarzyło mi się z tego powodu nie polecieć, do czego mogłabym być zmuszona, gdybym np. nie miała przy sobie dokumentów czy mapy.

Moim najnowszym tworem są check-listy związane z ogólnym i bezpośrednim przygotowaniem do lotu. Lista przygotowania ogólnego obejmuje wszystko to, co należy sprawdzić i zrobić, planując swój lot, a więc m.in.: określenie i narysowanie trasy, zdobycie informacji o przestrzeni powietrznej i lotniskach objętych trasą, sprawdzenie prognoz pogody i wypełnienie niezbędnej dokumentacji osobistej i operacyjnej. Większość z tych rzeczy można przygotować na długo przed lotem, na przykład dzień wcześniej. Przed udaniem się na lotnisko sprawdzam z listą, czy wykonałam wszystkie elementy tego przygotowania ogólnego. Bezpośrednie przygotowanie do lotu obejmuje część z już wymienionych elementów, które jednak ulegają aktualizacji (np. prognozy pogody czy wszelkiego rodzaju depesze lotnicze), a także przegląd samolotu i wypełnienie dokumentacji technicznej. W tym względzie różne ośrodki lotnicze różnią się między sobą, bo wymagają szeregu różnych innych spraw i formalności, których trzeba dopełnić – na przykład wpisać swój lot na listę, wypełnić zlecenie w internetowej planówce, uzupełnić inne formularze…

Podczas ostatniego lotu, przed którym w moje przygotowania wkradł się pośpiech, a dodatkowo byłam trochę senna, przez długi czas byłam dość niespokojna, bo byłam pewna, że którejś z tych licznych formalności nie dopełniłam. O stan techniczny samolotu się nie martwiłam – przecież wykonanie check-list gwarantuje, że nic nie przeoczyłam. Ale czy wpisałam się tam, gdzie trzeba? Czy nie zapomniałam o uzupełnieniu jakiejś dokumentacji, o wykonaniu jakiegoś telefonu? Koniec końców nic złego się nie wydarzyło, i najprawdopodobniej o niczym nie zapomniałam. Żeby jednak oszczędzić sobie podobnych niepokojów w przyszłości, opracowałam drugą ze wspomnianych check-list, którą mam zamiar sprawdzać każdorazowo po zajęciu miejsca w kabinie. Wydruki pogody, planu lotu, depesz – mam, trasę u instruktora zatwierdziłam, dokumentację techniczną wypełniłam i zostawiłam, gdzie trzeba. Wszystko gra, mogę lecieć!

Poza kwestiami bezpieczeństwa, korzystanie z check-list jest po prostu fajne… i sprawia, że można poczuć się „fajnym”. Jak podczas wielu czynności powiązanych z lotnictwem – syndrom Toma Cruise’a jest wśród lotników wiecznie żywy. Jest coś satysfakcjonującego i profesjonalnego w przesuwaniu palcem po laminowanej stronie, odczytywaniu na głos kolejnych punktów i przełączaniu odpowiednich przycisków w samolocie: IGNITION SWITCH – BOTH ON, DOORS – CLOSED, SEATBELTS – FASTENED, TRIMMER – SET FOR TAKEOFF, CARBURRETOR HEAT – OFF, FLAPS – SET FOR TAKEOFF, CONTROLS – FREE… I tak dalej…


JJ, maj 2022

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pasażer zero

       Zabranie bliskiej osoby na pokład pilotowanego przez nas samolotu jest jednym z najbardziej pamiętnych lotniczych „pierwszych razów” i ważny krok dla samodzielnego pilota, dzierżącego już licencję. To z jednej strony możliwość pokazania komuś, kogo lubimy lub kochamy, piękna świata widzianego z góry, a z drugiej trochę bardziej samolubna okazja do pochwalenia się, że umiemy robić tak trudną i niezrozumiałą rzecz, jak pilotowanie samolotu.       Oczywiście, trzeba do tematu podejść rozsądnie i dojrzale. W odróżnieniu od instruktora, za pasażera to my ponosimy odpowiedzialność, a w razie niebezpieczeństwa nie przejmie za nas sterów – chyba, że sam jest pilotem, ale takie latanie to zupełnie inne zagadnienie. Lekarzy obowiązuje zalecenie (albo i przepis), by nie operowali swoich bliskich, ponieważ silne emocje mogą negatywnie wpłynąć na ich działania. Z lataniem jest trochę podobnie, jeśli nas i pasażera też łączy emocjonalna więź. Wprawdzie l...

Nauka do uprawnienia IR (loty według wskazań przyrządów)

  Latanie IFR to latanie na "te dziwne mapki"      Po długiej przerwie (spowodowanej, uspokajam, czynnikami zewnętrznymi) doczekałam się powrotu do latania. Nie było łatwo, bo po 10 miesiącach uziemienia miałam wsiąść w nieznany mi dotąd samolot (reprezentujący do tego inną technologię), na obcym lotnisku, z nowym instruktorem (ogólnie, w nowym ośrodku szkolenia) i wykonywać nieznane mi dotychczas, skomplikowane procedury. Co chyba nie dziwi, stres poprzedzający pierwsze loty był niebagatelny.      Tak się złożyło, że całkowita zmiana lokalizacji szkolenia zbiegła się u mnie z rozpoczęciem szkolenia do uprawnienia IR (Instrument Rating), czyli do lotów w IFR (Instrument Flight Rules – latanie wg wskazań przyrządów). Wszystkie swoje dotychczasowe 150 godzin wylatałam w VFR (Visual Flight Rules), czyli w lotach nawigowanych według tego, co widać na ziemi – po charakterystycznych punktach terenowych, wspartych mapą pełną obliczeń kursów, odległości i...

UPRT, czyli latanie nie zawsze jest przyjemne

      Chyba ciężko o etap szkolenia wzbudzający większe emocje, do tego tak skrajne. W oczekiwaniu na UPRT jedni się niecierpliwią i pragną maksymalnie wykorzystać tych kilka godzin lotu, pozostali chcą mieć to jak najszybciej za sobą. Zauważyłam, że najczęściej to chłopaki ekscytują się na myśl o wszystkich figurach akrobacyjnych, których wypróbują, podczas gdy druga grupa, mniej liczna, przeważnie obejmuje dziewczyny. Choć nie jest to regułą.       Tym samym zaznaczam, iż tytuł niniejszego posta jest szczególnie subiektywny.      UPRT to szkolenie z zapobiegania i wyprowadzania samolotu z nienormalnych położeń (ang. Upset Prevention and Recovery Training). Rozróżnia się różne zakresy tego szkolenia, m.in. Basic i Advanced, jednak w obu wariantach obejmuje kilka godzin lotu na samolocie akrobacyjnym, gdzie zadaniem instruktora jest zrobić coś dziwnego z samolotem (przeciągnąć, wprowadzić w korkociąg, spiralę, inne dezorientują...