Na lotnisko udaję się z samego rana. Niezależnie od tego, co czeka mnie tego dnia – czy będę rzeczywiście dużo pomagać, czy jedynie siedzieć i obserwować – jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać bezpośredniego kontaktu z szybowcami i lotniczym towarzystwem. Dwa lata temu, w Radomiu, byłam zaledwie biernym obserwatorem i nikim więcej nie mogłam być chociażby z racji statusu; teraz, na Dajtkach, gdzie mam podjąć szkolenie do licencji SPL, od razu pragną zapoznać mnie z panującymi tutaj zwyczajami i obowiązkami. Oczywiście w głębi duszy liczę na jakiś przelot szybowcem, ale zdaję sobie sprawę, że może nie być takiej możliwości do momentu, w którym sama rozpocznę szkolenie. Ale to mało istotne. Już sama możliwość nawiązania bezpośredniego kontaktu z tym wszystkim: z szybowcami, z ludźmi, z procedurami, jest dla mnie wystarczająca nagrodą za długie czekanie i, mogę rzec, pilną naukę w szkole. Bo już po szkole; zaczęły się wakacje, a wraz z nimi prawdziwa edukacja. Chcę się ucz