Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2023

Dlaczego pasja jest niezbędna do latania

  Fot. Aquafly     Lotnictwo jest jedną z tych dziedzin ludzkiej działalności, w której ciężko znaleźć kogoś, kto nie jest jej pasjonatem. Nietrudno się w lotnictwie zakochać, z niezliczonych powodów, które nieustająco opisuję w swoich tekstach, lecz które można streścić jedną obserwacją: ponieważ wywodzi się ono z odwiecznych ludzkich marzeń o wolności. Przyciąga wielu, w jeszcze więcej wzbudza zaskoczenie i zachwyt, a przynajmniej zaciekawienie; nawet idąc ulicą ciężko znaleźć osobę, która na dźwięk silników przelatującego nieopodal samolotu nie podniesie choć na chwilę głowy. A jednak piloci oraz inni ludzie zajmujący się lotnictwem, czy to zawodowo, czy hobbystycznie, od zawsze stanowią marny ułamek społeczeństwa. Dlaczego?      Lotnictwo wymaga głębokiej pasji, ponieważ trudno się w nie wdrożyć i się w nim utrzymać. Przez pasję rozumiem tu szczere zainteresowanie tematem, dobrowolne poświęcenie mu bardzo dużej części życia (zarówno czasu, jak i szeroko pojętego wysiłku), jak i sam

Uduchowiona suma śrubek

            Pierwszy dzień lotny w sezonie. Wczesnym rankiem spaceruję wokół lotniska, gdy moją uwagę przyciąga cichy szum liny, który może oznaczać tylko jedno: zaczęli. Kątem oka widzę ruch i podnoszę głowę, obserwując pnący się ku niebu szybowiec, ciągnięty przez wyciągarkę. Śledzę go, gdy gwałtownym ruchem wyrównuje lot, krąży spokojnie przez kilka minut, nabierając wysokości, by nagle… dynamicznie się przekręcić i wejść w korkociąg.       Z zachwytem oglądam ten niespodziewany pokaz akrobacji, podczas którego jedna figura płynnie przechodzi w następną. Po pionowym piruecie w dół szybowiec sunie bokiem przez powietrze, znów nabierając wysokości, po czym zadziera dziób. Wytraca prędkość, ślizga się na ogon, obraca, mknie pod chmurą i wyrównuje lot. Jego długie, smukłe skrzydła tną powietrze z gracją, emanując wolnością – samymi będąc, w istocie, symbolem wolności. Obserwuję szybowiec i kontempluję, że jest niczym żywe stworzenie, które wyrwawszy się w końcu z jarzma ciasnego hangaru

Niski przelot Cessną nad Okęciem

Okęcie z perspektywy Cessny      Mam przyjemność podzielić się historią pewnego lotu, który nie dość, że sam w sobie był nieprawdopodobną atrakcją, to jeszcze stanowił przełom mojego lotniczego życia jako samodzielnego, licencjonowanego pilota.       Historię tę pragnę otworzyć cytatem jej bohatera, instruktora, który w dalszej perspektywie okazał się jedną z ważniejszych postaci mojego lotniczego rozwoju. „Oni [moi instruktorzy] bardzo cię skrzywdzili.” W życiu bowiem trafia się na nauczycieli skutecznych i neutralnych, nauczycieli szkodliwych i tych, którzy zmieniają nas na lepsze.       Podczas szkolenia do licencji samolotowej utknęłam pod przewodnictwem nauczyciela z kategorii skutecznych, lecz szkodliwych. Wymagający i surowy, był zarazem nieprzystępny, nerwowy i momentami chamski. Od samego początku wpajał mi perfekcjonizm i przesadnie dogłębne przygotowanie teoretyczne do czekających mnie lotów, co sobie cenię, lecz jednocześnie każdego dnia jechałam na lotnisko z rozstrojem żo