Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego pasja jest niezbędna do latania

 
Fot. Aquafly

    Lotnictwo jest jedną z tych dziedzin ludzkiej działalności, w której ciężko znaleźć kogoś, kto nie jest jej pasjonatem. Nietrudno się w lotnictwie zakochać, z niezliczonych powodów, które nieustająco opisuję w swoich tekstach, lecz które można streścić jedną obserwacją: ponieważ wywodzi się ono z odwiecznych ludzkich marzeń o wolności. Przyciąga wielu, w jeszcze więcej wzbudza zaskoczenie i zachwyt, a przynajmniej zaciekawienie; nawet idąc ulicą ciężko znaleźć osobę, która na dźwięk silników przelatującego nieopodal samolotu nie podniesie choć na chwilę głowy. A jednak piloci oraz inni ludzie zajmujący się lotnictwem, czy to zawodowo, czy hobbystycznie, od zawsze stanowią marny ułamek społeczeństwa. Dlaczego? 
    Lotnictwo wymaga głębokiej pasji, ponieważ trudno się w nie wdrożyć i się w nim utrzymać. Przez pasję rozumiem tu szczere zainteresowanie tematem, dobrowolne poświęcenie mu bardzo dużej części życia (zarówno czasu, jak i szeroko pojętego wysiłku), jak i samoistną i niegasnącą chęć pogłębiania wiedzy. 
    W moim przypadku pasja okazała się niezbędna, by w ogóle wsiąść do samolotu jako pasażer. Od dziecka bałam się latać, choć jednocześnie bardzo mnie ten motyw fascynował i przyciągał. Tak bardzo, że uznałam go za dziedzinę, której chcę poświęcić swą przyszłość i życie zawodowe. Zgłębianie wiedzy o lataniu we własnym zakresie do momentu, gdy przezwyciężyłam strach przed lataniem, zajęło mi… 2 lata. Bynajmniej nie było to sporadyczne zajrzenie do książki czy obejrzenie programu w telewizji, lecz codzienne śledzenie samolotów, analizowanie opracowań naukowych i filmików wyjaśniających fizykę lotu, a przy okazji pielęgnacja marzeń o wojażach nad chmurami. 
    Choć pierwsze kroki większości lotników przychodzą łatwiej niż mnie, wszyscy stajemy przed pierwszą barierą: koniecznością wyszkolenia się. Wszelka aktywność lotnicza, czy to pilotaż, czy też profesje naziemne, wymaga przyswojenia ogromnej ilości wiedzy teoretycznej, co weryfikuje zapędy niektórych już na samym początku. 
    Często przytacza się porównanie mówiące, że w samolocie trzeba zawsze sobie poradzić, bo nie da się nim, jak samochodem, zjechać na pobocze. Poradzić oznacza: wszystko umieć. Po co? Wystarczy wyobrazić sobie, że na co dzień mamy jeździć samochodem, który jest pozbawiony hamulców. Od razu planowalibyśmy każdą podróż bardzo starannie, prawda? Rozpędzalibyśmy się tylko na drogach szybkiego ruchu, dodawalibyśmy dużo mniej gazu tam, gdzie może być potrzebne uniknięcie pieszego czy wyrobienie się na zakręcie, a zwolnienie przed osiągnięciem celu podróży zaplanowalibyśmy sobie z odpowiednim wyprzedzeniem. Bycie kierowcą wymagałoby dużo większych umiejętności przewidywania i planowania, doskonałej percepcji i refleksu. 
    W lataniu jest to wymagane od każdego i w każdym locie. Najbardziej zabójcza jest właśnie prędkość, czyli energia. Utrata kontaktu z ziemią (start) i jego powtórne nawiązanie (lądowanie) zawsze odbywają się z dość dużą prędkością, przez co same w sobie stanowią zagrożenie. Między tymi granicznymi etapami lotu samolot jest ciągle w ruchu, lecąc jeszcze szybciej i zużywając ograniczoną ilość energii (paliwa, czy w przypadku szybowców: wysokości). Wszelki czas spędzony na nieprzewidziane wcześniej analizowanie, planowanie, zmiany decyzji czy próby rozwiązywania problemów sprawia, że w tym czasie nieprzypilnowany samolot może wlecieć w zakazaną strefę powietrzną, w inny samolot, w chmurę burzową, w zbocze góry, lub też utracić zdolność do utrzymania się w powietrzu. 
    Konsekwencją braku możliwości zatrzymania się i „zjechania na pobocze” jest bezpośrednie zagrożenie życia, dlatego w samolocie musimy mieć lot zaplanowany na 150%: od początku do końca, ale z uwzględnionymi planami awaryjnymi. I, oczywiście, musimy znać wiele zagadnień na wylot. Choćby budowę i działanie naszego samolotu i wszystkich jego systemów. Gdy w samochodzie zacznie dymić spod maski, zatrzymamy się, uciekniemy na bezpieczną odległość i zadzwonimy po pomoc. Gdy to samo zdarzy się w samolocie, musimy samodzielnie zdiagnozować problem, w miarę możliwości mu zaradzić, ale przede wszystkim znaleźć bezpieczną drogę na ziemię… Panika, odmowa dalszego lotu lub niewiedza, co się dzieje i jak naprawić sytuację, w samolocie będzie kosztować nas zdrowie lub życie. 
    Szeroka wiedza teoretyczna jest więc niezbędna, byśmy jako piloci byli w stanie poradzić sobie ze wszystkimi sytuacjami standardowymi oraz, w miarę możliwości, nieprzewidzianymi. Te ostatnie mogą spotkać nas ze strony pogody, ruchu lotniczego, czynników technicznych, naszego własnego zdrowia, czy niedostatecznych umiejętności. Dlatego też w sylabusie szkoleń teoretycznych znajdziemy zagadnienia takie jak prawo lotnicze i procedury, fizjologia i psychologia człowieka, meteorologia, nawigacja, osiągi i planowanie lotu, budowa statku powietrznego czy łączność. 
    Jak widać, gama tematyczna lotniczych przedmiotów jest niezwykle szeroka i wymaga wszechstronności. Umysły ścisłe intuicyjnie rozumieją większą część zagadnień pilotażowych czy nawigacyjnych, jednak muszą przełamać się przez prawdopodobną niechęć przed wiedzą anatomiczną, historyczną i prawniczą. Gdzie indziej znajdziemy doskonałych psychologów, rozumiejących ludzkie możliwości i ograniczenia, jednak nad teorią nawigacji muszą przysiąść dłużej. Powszechnie wiadomo, że najchętniej i najskuteczniej uczymy się tego, co nas interesuje, stąd myśl o tym, że nawet najbardziej nielubiane przez nas przedmioty dotyczą lotnictwa i są niezbędne do latania, bardzo pomaga się przez nie przedrzeć. To pomocny aspekt pasji. 
    Tyle teoria. A czemu potrzeba pasji, by się w lotnictwie utrzymać? To dotyczy głównie praktyki. Niezależnie, czy się szkolimy, czy latamy zawodowo lub prywatnie, codziennie są nam rzucane kłody pod nogi. Latanie jest drogą zabawą, jest więc dostępna bez problemu dla ludzi majętnych, zaś ci ubożsi mają pod górę. Muszą ciężko pracować, by na nie odłożyć. Wielu pilotów rekreacyjnych podejmuje się nieciekawych i/lub ciężkich prac, by po kilku tygodniach takiej harówki móc spędzić kilka godzin w powietrzu. Są jednak zgodni co do tego, że nawet ten krótki czas jest wart wyrzeczeń i wysiłku. 
    Poza tym, na co dzień jesteśmy uzależnieni od masy czynników, które mogą nam utrudnić lub uniemożliwić wykonanie lotu. Do najczęstszych należą niekorzystne warunki pogodowe (chmury, wiatr, opady, temperatura), usterki techniczne, niezgodności formalne czy choćby niedyspozycja pilota. Choć trudno sporządzić takie statystyki, obok zrealizowanych lotów jest równie dużo, jeśli nie więcej, odwołanych z powodu jakiegokolwiek wspomnianego czynnika. Taki stan rzeczy wymaga, ale i uczy pokory, a dużo łatwiej go znieść, dostrzegając w tym wszystkim głębszy sens. 
    Jak bardzo potrzebna jest silna pasja, by wytrwać w lotnictwie, obrazuje przykład szkoleń szybowcowych. Prócz przytoczonych czynników wymaga również ścisłej współpracy grupy ludzi, dlatego u jednych może trwać kilka tygodni, innym z kolei ciągnie się przez kilka lat. Znam wiele osób z drugiej grupy i chyba nie muszę zaznaczać, jak dużo samozaparcia, cierpliwości i wytrwałości mają w sobie. Nierzadko przyjeżdżają na lotnisko i spędzają na nim większość dnia, by ostatecznie… nie polatać. 
    Zresztą, godziny, a wręcz całe dnie spędzane na lotniskach bez latania, są chlebem powszednim lotników. Powody są różne: równie często, co oczekując na poprawienie się warunków pogodowych, by móc wykonać lot, przesiadujemy na lotniskach, ponieważ jest to dla nas idealna forma spędzania wolnego czasu. Spotykamy się tam ze znajomymi, napawamy niepowtarzalną atmosferą otwartej przestrzeni i krzątaniny wokół samolotów, z niegasnącą przyjemnością obserwujemy fruwające maszyny i rozmawiamy – rzecz jasna, najczęściej o lotnictwie. Nikt nam nie każe, a z jakiegoś powodu nam się to nie nudzi, a tematy się nie kończą. Osobiście bardzo cenię sobie takie, pozornie jałowe, przesiadywanie na lotnisku, ponieważ nawet samemu nie latając, człowiek może wyciągnąć bardzo dużo cennych nauk ze zwykłych rozmów i dyskusji. Dzielimy się w nich własnymi doświadczeniami, wymieniamy poglądami, analizujemy niejasne zagadnienia teoretyczne, omawiamy bieżące zmiany przepisów czy procedur. Z czystym sumieniem stwierdzam, że znakomita większość mojego lotniczego „doświadczenia” to kolekcja przeżyć innych pilotów, zasłyszanych przy takich okazjach. 
    Kierowcy teoretycznie też powinni się z nimi zaznajamiać, jednak nikt tego nie weryfikuje, a mało kto interesuje się nimi z własnej woli. Lotnicy, dzięki temu, że poświęcają swej branży sporo swojego wolnego czasu i zwyczajnie się nią interesują, ze wszelkimi zmianami są na bieżąco niejako przypadkiem. 
    Latanie obarcza pilotów również koniecznością utrzymywania ciągłej sprawności. Prawo jazdy (do którego tak lubię porównywać uprawnienia lotnicze) jest dożywotnie i formalnie nie wymaga bieżącej praktyki. Nikt nie rozlicza nas z częstotliwości jazdy samochodem, z długości stażu, z umiejętności; dopóki nie stracimy uprawnień, po egzaminie na prawo jazdy nikt nigdy więcej nie wsiądzie fotel obok, by oficjalnie zweryfikować nasze umiejętności. Tymczasem od pilotów cały czas wymaga się posiadania wiedzy i umiejętności na najwyższym możliwym poziomie, porównywalnym do etapu bezpośrednio wieńczącego szkolenie. Każde uprawnienie lotnicze wymaga regularnego odświeżania, a z doświadczenia musimy sukcesywnie się spowiadać. Dla przykładu, turystyczna licencja samolotowa jest ważna 2 lata, a przedłużyć ją można albo egzaminem państwowym (takim samym, jak do uzyskania licencji), albo automatycznie, jeśli w ostatnim roku wylatało się co najmniej 12 godzin. Piloci liniowi (którzy raczej nie mają problemu z bieżącą praktyką) podlegają dodatkowemu rygorowi odbywania cyklicznych (co pół roku) szkoleń odświeżających na symulatorze. Poza praktyką, od pilotów wymaga się ciągłej znajomości teorii, wliczając w to wszystkie bieżące zmiany np. w przepisach. Jednak dzięki temu, że interesujemy się swoją branżą również w „czasie wolnym” (czego nie można powiedzieć o przeciętnym kierowcy), ciężko nie być na bieżąco z takimi nowinkami, niemniej to wymaga szczerego, niewymuszonego zainteresowania tematem. 
    Pasja jest zarazem warunkiem i konsekwencją bycia dobrym lotnikiem – głębokie zaangażowanie w tematy lotnicze jest konieczne, by zacząć latać, a ci, którzy już latają, najczęściej z własnej woli chcą podnosić swój poziom wtajemniczenia. Jeśli się tak nie dzieje, lepiej wyrobić w sobie taką postawę, gdyż stagnacja w lotnictwie prędzej czy później doprowadzi nas, w najlepszym razie do wygaśnięcia uprawnień, a w najgorszym, do brutalnej konfrontacji z siłami natury… 
    Zgodnie z popularnymi w środowisku memami, piloci słyną z tego, że w chwilach wolnych od latania… myślą o lataniu, rozmawiają o lataniu, czytają książki i oglądają filmy o lataniu, a w nocy śnią o lataniu. Grafiki te dobrze podsumowują ideę pasji, która nie jest uprawiana jedynie w wolnych chwilach, lecz bardzo często dominuje życie. Stety-niestety, taka postawa jest w lotnictwie niezbędna, a przynajmniej bardzo mocno wskazana. 
 
Kwintesencja lotniczej pasji.
Źródło: https://www.teepublic.com/t-shirt/15510972-things-i-do-in-my-spare-time-airplane

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pasażer zero

       Zabranie bliskiej osoby na pokład pilotowanego przez nas samolotu jest jednym z najbardziej pamiętnych lotniczych „pierwszych razów” i ważny krok dla samodzielnego pilota, dzierżącego już licencję. To z jednej strony możliwość pokazania komuś, kogo lubimy lub kochamy, piękna świata widzianego z góry, a z drugiej trochę bardziej samolubna okazja do pochwalenia się, że umiemy robić tak trudną i niezrozumiałą rzecz, jak pilotowanie samolotu.       Oczywiście, trzeba do tematu podejść rozsądnie i dojrzale. W odróżnieniu od instruktora, za pasażera to my ponosimy odpowiedzialność, a w razie niebezpieczeństwa nie przejmie za nas sterów – chyba, że sam jest pilotem, ale takie latanie to zupełnie inne zagadnienie. Lekarzy obowiązuje zalecenie (albo i przepis), by nie operowali swoich bliskich, ponieważ silne emocje mogą negatywnie wpłynąć na ich działania. Z lataniem jest trochę podobnie, jeśli nas i pasażera też łączy emocjonalna więź. Wprawdzie latanie nie polega na ratowaniu zdrowia

AirVenture Oshkosh – jak w tydzień obsłużyć 10 000 samolotów na jednym lotnisku

Źródło              Nie mogę dłużej obojętnie przechodzić obok zdjęć takich jak to wyżej, podsyłanych mi przez znajomych przy okazji pokazów lotniczych AirVenture w Oshkosh w USA. Przy tej okazji setki małych samolotów zlatują się i gromadzą w równiutkich rzędach, przywodząc na myśl parking sklepu IKEA w sobotnie popołudnie. Widok ten budzi słuszny zachwyt i zdumienie na całym świecie, nawet tam, gdzie prywatne lotnictwo jest wysoko rozwinięte. Postanowiłam w końcu zgłębić kulisy tego przedsięwzięcia.       Odwiedzających jest wielu, bo i pokazy są z wysokiej półki. Prezentują się tu zarówno grupy akrobacyjne, unikaty, tzw. oldtimer’y – samoloty po prostu bardzo stare lub ich repliki – ale również nowoczesne koncepcje, które dopiero podbiją rynek, jak np. pasażerskie drony.       Ale to nie pokazom poświęcę ten wpis. Raczej temu, co pokazuje zdjęcie tytułowe. To, co w Polsce dzieje się z ruchem samochodowym przy okazji dużych imprez masowych (jak pokazy lotnicze w Radomiu czy w Lesznie

Genesis, czyli… dlaczego samolot lata

     Od tego pytania często rozpoczyna się fascynacja lotnictwem, lub przynajmniej jego zrozumienie. Jest ono również kluczowe, by zwalczyć strach przed lataniem, bo najczęściej bierze się on właśnie z niezrozumienia wielu aspektów lotnictwa, w tym fizyki.    Kultowy rysunek autorstwa lefthandedtoons       Fizycy, aerodynamicy oraz posiadacze jakiejkolwiek licencji lotniczej powiedzą, że samolot lata, bo na skrzydle wytwarzana jest siła nośna, zgodnie ze wzorem:            Jako inżynier oraz posiadacz licencji wzoru tego, oczywiście, nie zamierzam lekceważyć, wyjaśnię go jednak pokrótce. Chcę bowiem oprzeć swój artykuł na odwołaniach do pewnych codziennych, prostych doświadczeń, które z dużym prawdopodobieństwem wyjaśnią całe zjawisko skuteczniej.       Wzory fizyczne interpretuje się tak, że opisywane zjawisko – tu siła nośna – zależy od czynników znajdujących się po prawej stronie równania. I tak mamy:  Cz, czyli współczynnik charakterystyczny dla danego rodzaju skrzydła (kształtu je