Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2024

"Strefa śmierci" – Paul A. Craig

     Tytuł tej książki wzbudza wiele emocji, zwłaszcza poza gronem pilotów. Wrzucona kiedyś na jakąś nielotniczą grupę na Facebooku, jako „literatura, którą czytają piloci”, wywołała nerwowo-rozbawione reakcje komentujących (na zasadzie zdjęcia, na którym pilot w mundurze czyta książkę "How to fly an airplane"), a kiedy pojawił się pomysł, by podarować mi tę pozycję na urodziny, moja mama miała mieszane uczucia, obawiając się jakichś mrocznych insynuacji. Ostatecznie w dedykacji wewnątrz mojego egzemplarza znalazło się życzenie, bym „nigdy nie trafiła na łamy takiej książki”.       Jednak ten prowokacyjny tytuł dość dobrze oddaje to, jak ważna w naszym środowisku jest ta książka. Niczym „Zasady pilotażu” Andrzeja Pazia dla szybowników, „Strefa śmierci” Paula A. Craiga jest powszechnie polecana jako obowiązkowa lektura dla pilotów samolotowych, niezależnie od poziomu doświadczenia. A przedstawione w niej sytuacje oraz płynące z nich wnioski niosą w...

Pierwsza wizyta na starcie szybowcowym

       Na lotnisko udaję się z samego rana. Niezależnie od tego, co czeka mnie tego dnia – czy będę rzeczywiście dużo pomagać, czy jedynie siedzieć i obserwować – jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać bezpośredniego kontaktu z szybowcami i lotniczym towarzystwem. Dwa lata temu, w Radomiu, byłam zaledwie biernym obserwatorem i nikim więcej nie mogłam być chociażby z racji statusu; teraz, na Dajtkach, gdzie mam podjąć szkolenie do licencji SPL, od razu pragną zapoznać mnie z panującymi tutaj zwyczajami i obowiązkami. Oczywiście w głębi duszy liczę na jakiś przelot szybowcem, ale zdaję sobie sprawę, że może nie być takiej możliwości do momentu, w którym sama rozpocznę szkolenie. Ale to mało istotne. Już sama możliwość nawiązania bezpośredniego kontaktu z tym wszystkim: z szybowcami, z ludźmi, z procedurami, jest dla mnie wystarczająca nagrodą za długie czekanie i, mogę rzec, pilną naukę w szkole. Bo już po szkole; zaczęły się wakacje, a wraz z nimi prawdziw...

Pasażer zero

       Zabranie bliskiej osoby na pokład pilotowanego przez nas samolotu jest jednym z najbardziej pamiętnych lotniczych „pierwszych razów” i ważny krok dla samodzielnego pilota, dzierżącego już licencję. To z jednej strony możliwość pokazania komuś, kogo lubimy lub kochamy, piękna świata widzianego z góry, a z drugiej trochę bardziej samolubna okazja do pochwalenia się, że umiemy robić tak trudną i niezrozumiałą rzecz, jak pilotowanie samolotu.       Oczywiście, trzeba do tematu podejść rozsądnie i dojrzale. W odróżnieniu od instruktora, za pasażera to my ponosimy odpowiedzialność, a w razie niebezpieczeństwa nie przejmie za nas sterów – chyba, że sam jest pilotem, ale takie latanie to zupełnie inne zagadnienie. Lekarzy obowiązuje zalecenie (albo i przepis), by nie operowali swoich bliskich, ponieważ silne emocje mogą negatywnie wpłynąć na ich działania. Z lataniem jest trochę podobnie, jeśli nas i pasażera też łączy emocjonalna więź. Wprawdzie l...